środa, 6 sierpnia 2025

Turcja jakby postępowa

 

Po latach postanowiłem powrócić na do Turcji. Tym razem wybrałem jej południowo-zachodni kraniec - okolice Dalamanu. To jeszcze wybrzeże Morza Śródziemnego, choć stąd “rzut beretem” do kurortów wybrzeża Morza Egejskiego. Kraj mnie nieco zaskoczył, jako że tym razem I w tym miejscu przypominał po prostu europejskie rejony śródziemnomorskie.


Wybrałem hotel w pobliżu wioski Sarigerme z oferty tej firmy. Spokój, brak tłumów turystów, piaszczysta plaża, płytka woda. Czas transferu z lotniska - jedna godzina w wersji „shuttle bus”.

Udało się pojechać tuż przed brytyjskimi wakacjami szkolnymi, a więc było sporo taniej. Lot liniami „Sun Express” też okazał się bardzo korzystny, jako że w cenie wczasów zawarto bagaż główny. Pewnie dzięki obu tym czynnikom nie było praktycznie kolejki do bramki wiodącej do samolotu.

Transfer, jak się okazało, obejmował tylko mnie. Na lotnisku nie było więc żadnego autobusu, który zatrzymywałby się w każdym hotelu po drodze, a czekał na mnie prywatny samochód - który zawiózł mnie do hotelu w pół godziny.


Tam, gdzie jeżdżą Turcy


the one club hotel sarigerme

The One Club Hotel” okazał się niewielkim, bardziej nastawionym na rodziny, ośrodkiem. Wypoczywają w nim w znacznej części obywatele tego kraju. Kuchnia prosta i po prostu turecka.

 Wieprzowiny więc tu nie uświadczysz, za to dużo serów, warzyw surowych, jak i duszonych. Papryka, oliwki, pomidory i bakłażan to praktycznie codzienni goście na tutejszych stołach.

Korzystne oferty na wczasy w Turcji

Mało jedzenia dla Brytyjczyków, ale pretensje o to były rzadkie. Mnie trochę brakowało wędlin, ale wynagradzałem to sobie inymi smakołykami, w tym wieloma słodkościami. Bakławy, kremy, ciastka ociekające miodeem czy słodkim syropem pojawiały się na stołach co najmniej dwa razy dziennie. Podobnie jak arbuzy.

slodkie w turcji

Poza tym specjalnie nie było widać, że jesteśmy w kraju muzułmańskim. Turcy wydają się być dość zeuropeizowani. Dziewczęta chodzą w mini lub w szortach. Pije się alkohol - który zresztą tu produkują w sporych ilościach. Popularne jest piwo i raki. Pali się dość powszechnie, no ale kiedy paczka papierosów kosztuje £1,60...

Owszem, widać czasami kobiety w tradycyjnych strojach. W tym, parę osób na plaży wciąż kąpie się w kostiumach z długimi rękawami i nogawkami. Inna sprawa, że niektóre z nich mówią... po angielsku. Tak, brytyjscy muzułmanie, których nie stać na Dubaj, przyjeżdżają tutaj. Tymczasem ten kraj jakiś taki mało konserwatywny...

Turcy najwyraźniej w ogóle lubią przebywać nad morzem. Trudno powiedzieć wprost, że „plażować”, bo wielu z nich biwakuje w pobliżu plaży. Istnieje tu wiele miejsc przygotowanych na pikniki, w tym długie zadaszenia dla dziesiątek, a może setek osób. Dostępnych za darmo.

Inni koczują po prostu w pod drzewami, o ile nie w krzakach, tam kryjąc się przed słońcem. Na plaży owszem, też są, choć często nie na płatnych leżakach, a bezpośrednio na piasku. Tam rozkładają rodzinne stanowiska, jak Hiszpanie - składane krzesełka, parasole, lodówki i stoliki zastawione napojami i jedzeniem.


Zakupy w Turcji


Ten wpływ kultury zachodniej widoczny jest też w tureckim handlu. Jeśli spodziewacie się, że tutejszy bazar będzie wyglądał jak ten w marokańskim Marrakeszu, to możecie się zawieść. Co najpierw rzuca się w oczy, to towary z jak z Europy Zachodniej: koszulki futbolowe, perfumy i przede wszystkim torebki. Wszędzie torebki. Tak było nie tylko na bazarze w Sarigerme oraz w większym Fethiye, ale również na głównej ulicy w mojej miejscowości - którą tworzyły głównie butiki i knajpy.

Jakie artykuły tureckie można znaleźć na tureckim bazarze w miejscowości wypoczynkowej? Przede wszystkim słodycze, a w tym „Turkish Delights” i bakławy. Dalej herbaty o różnych smakach. Jeszcze 20 lat temu w okolicy Alanyi znalazłem bez problemu nargile (fajki wodne) i jatagany (zdobione sztylety). Tym razem - nic z tego.

Na bazarze w Fethyie nie brak warzyw, choć trudno znaleźć coś bardziej egzotycznego niż w Polsce. Oczywiście, papryki więcej, jak i arbuzów. Sera mnóstwo i to w ogromnych blokach, ale to przede wszystkim ser biały. Są stoiska z przyprawami, ale te - jak ostrzegają znawcy tematu - to często podróbki. Podobnie jak perfumy czy koszulki.


Wycieczki w tureckim kurorcie


plaża w Sarigerme

Siedzenie dwa tygodnie na all inclusive na basenie czy na plaży ma pewne zalety, ale wcześniej czy później można się znudzić. Tak mogą egzystować Anglicy, którzy przyjechali na pięciodniowe wczasy (sporo takich)... tzn. oni często nawet nie docierają na plażę.

Poza tym, człowiek przyjechał tutaj, aby coś zobaczyć. Oferta agentów, w tym tych urzędujących w hotelu, jest dość typowa: Mud Baths (błotne kąpiele), Blue Bay (albo Blue Lagoon – oni wszyscy mają gdzieś jakieś Blue Lagoon), żółwie morskie, targ w jednym mieście, targ w innym mieście... Mało jest ofert dotyczących zabytków dawnej architektury greckiej, rzymskiej  czy bizantyjskiej. Owszem takich miejsc w Turcji znajdziecie sporo, ale trzeba o nie specjalnie prosić albo po prostu pojechać samemu. Pewnie masowy turysta z Turcji czy z Wielkiej Brytanii za bardzo o nie nie pyta.

Jak zwykle w takich rejonach turystycznych, wycieczki można zakupić w swoim hotelu, w biurze na ulicy albo nawet na plaży. Te kupowane poza hotelem, od małych prywaciarzy, są z reguły tańsze.

I ja z takiej opcji skorzystałem. Wybrałem się na połów krabów, korzystając z oferty pana, który miał fotel i baner na plaży.

To rzeczywiście bardziej interesujące. Do złapania paru krabów potrzeba tylko żyłki, ciężarka i skóry z kurczaka. Skorupiaki łapią się na tę przynętę dość szybko.

Wycieczka obejmowała również pływanie w morzu i konsumpcję owych krabów. Ale za inną konsumpcję trzeba było już zapłacić... o czym dowiedziałem się dopiero po fakcie. I tu jest różnica pomiędzy wycieczką kupowaną w hotelu, a tą kupowaną na ulicy. Tam macie kwitek i pewność ceny za wszystko. Tu takiej pewności nie ma.

My z kolegą mieliśmy nawet ofertę od właściciela pobliskiej knajpki (takiej w przydomowym ogrodzie) zabrania nas do greckich ruin, tylko za cenę benzyny. Nie skorzystaliśmy. Jakoś nie wierzyliśmy, że później nie przypomni sobie o kosztach dodatkowych.


plaża w Oludeniz

Unikajcie w wysokim sezonie wycieczek w miejsca pełne turystów, a położonych na końcu jedynej wiodącej do nich drogi. Ja tak miałem w sławnym Oludeniz. Turcja to w znacznej części góry i Oludeniz również położone jest na końcu długiej doliny. Tutejsza plaża jest piękna - choć kamienista, a woda głęboka.

Kąpiel zaś była nagrodą za długi czas spędzony w korku. Tu trzeba być na miejscu i się nie ruszać albo przyjechać w innym czasie niż środek sezonu i środek dnia.


Lotnisko w Dalamanie


O ile przylatując do Turcji nie miałem za wiele do czynienia z lotniskową infrastrukturą, o tyle w drodze powrotnej miałem na to już dużo więcej czasu. No i doświadczenia nie są zbytnio pozytywne.

Przede wszystkim liczba bramek, czy też kontroli, zanim znalazłem się na pokładzie samolotu, to pięć, czy sześć... straciłem rachubę. Ale OK, to dla naszego dobra.

Natomiast inne posunięcia miejscowych, to po prostu skok na kasę. W tym tanim kraju chcą dyktować ceny jak w drogich krajach Europy Zachodniej. W strefie duty free nie opłaca się niczego kupować. Ceny takie, jakby to w ogóle nie było duty free. Jeżeli chcecie przywieźć stamtąd np. słodycze, to kupcie je „na mieście”, będzie kilkakrotnie taniej.

Najtańsze piwo to koszt 9,50 euro, woda - 4,50. Owszem, w Manchesterze ona też koszuje już sporo powyżej 3 funtów, ale tam jest też darmowa woda na lotnisku. W Dalamanie nie ma.

Nie ma też darmowego internetu. W knajpie proponowano mi dostęp za 5 euro.


Parę porad przed podróżą


W tym rejonie świata potrafi być naprawdę gorąco. Wskazania termometru w trakcie mojego pobytu sięgały 50C. Owszem, w cieniu to tylko 38C, ale przecież znaczną część dnia podczas letnich wakacji spędzamy pod gołym niebem.

Ostatni raz takiego skwaru doświadczyłem w Afryce i to w głębi lądu, a nie nad morzem. A w Turcji poprzez takie warunki pogodowe miałem okazję zobaczyć pożar lasu w pobliżu hotelu i skuteczną akcję tureckich służb, który uporały się z problemem w kilka godzin. Jednak sąsiedni hotel ewakuowano.


pożar lasu w turcji

Dlatego też zalecam rozwagę w pakowaniu przed podróżą. Nie zabierajcie długich spodni. To bez sensu. Żadnych bluz. Tylko jedną parę skarpetek, na podróż. Nie za wiele majtek - i tak będziecie chodzić w kąpielówkach znaczną część dnia. Nie zabierajcie dwóch par butów, raczej klapki.

Czapka z daszkiem to przeżytek. Wychodząc powoli na słońce, ochładzając się co parę minut w morzu lub w basenie, nie dostaniecie żadnego udaru. A w czapkach z daszkiem i w kapeluszac słonkowych chodzą przede wszystkim Rosjanie. 

Nie ma sensu zabierać ze sobą ani kupować na miejscu maski z rurką (przynajmniej w tym rejonie). To nie Hurghada. To, co zobaczycie pod wodą, to piasek. Tak, on tam jest.

To Turcji jednak leci się parę godzin. Dwa razy dłużej niż np. do Hiszpanii. Zalecam zabrać jakieś książki czy gry.

I bardzo ważne - pieniądze. Nie dawajcie sobie dyktować cen w euro czy w funtach. To Turcja. Ma być w tureckich lirach. Tak też łatwiej porównywać ceny do tych, które są normalne w tym kraju. A z tymi łatwo zapoznacie się w internecie.


Poprzedni post - Na emeryturę jak żandarm







piątek, 8 lipca 2022

Na emeryturę jak Żandarm


Wakacje na Riwierze Francuskiej to zawsze kusząca perspektywa. Są tu atrakcje dla bogaczy, ale i dla nas znajdzie się miejsce. Na początek polecamy odwiedzenie miejsc szczególnych. Znanych m.in. dzięki kreacjom wspaniałego aktora, Luisa de Funes.


wizyta w saint-tropez
Lazurowe Wybrzeże to szereg miejscowości i aby je opisać trzeba by wyprodukować dziełko wielkości dobrego przewodnika. Do takowych odsyłamy, a tymczasem przedstawimy mały wybór subiektywny, oparty na wspomnieniach jeszcze z dzieciństwa. Tych sprzed ekranu TV.

Tak więc gdzie działał najsłynniejszy francuski żandarm? W Saint-Tropez oczywiście! Autorzy cyklu filmów znakomicie wybrali lokalizację. Obrazy z tego miasteczka tchnęły radością, optymizmem. Pełne słońca, nad turkusowym morzem z urokliwym portem, kawiarniami, klubami, pełne życia. Takie jest Saint-Tropez, które stało się dla nas synonimem wakacji na Riwierze Francuskiej.

Stolica Riwiery


To miejsce to wymarzony kierunek dla wielu. Przez swoje walory krajobrazowe, ale też chęć poodychania tym samym powietrzem, co wypoczywający tu miliarderzy i gwiazdy. Choć tych podobno jest coraz mniej, za to więcej „normalnych” turystów.

Mimo wciąż obecnych tu tłumów, miasto ma wiele dawnego uroku. O który najłatwiej jednak poza sezonem, kiedy najbardziej wyczuwalna jest atmosfera dawnych, rybackich czasów. Spokojniej można pospacerować wąskimi, pełnymi zakamarków uliczkami i pooglądać domy o elewacjach utrzymanych w jasnych i ciepłych kolorach. Jakaż odmiana w porównaniu ze smętną Wielką Brytanią!


Zobacz hotele w Saint-Tropez


Centrum miasta, określanego jako stolica Riwiery, jest z naturalnych względów najżywsze, a lokuje się wokół portowego nabrzeża. Jest to skupisko kawiarni i barów z ogródkami zwróconymi w stronę morza, o klimacie raczej paryskim (stąd przezwisko "Montparnasse-sur-Mer"  - ”Montparnasse nad morzem”) niż prowansalskim. Pomiędzy nimi mieszczą się też liczne sklepy, a chodnik przy nabrzeżu okupują pamiątkarze i portreciści.

wakacje na riwierze francuskiej
Jadąc nad Morze Śródziemne, myślimy z pewnością o wypoczynku na plaży. I w tym przypadku to jak najbardziej uzasadnione, bo właśnie na półwyspie Saint-Tropez znajdują się najlepsze w okolicy obszary nadmorskiego piasku. Najpopularniejsza z nich to Plage de Pampelonne. To ok. 5 kilometrów piaszczystej przestrzeni, od Pointe de la Bonne Terrasse (niedaleko Phare de Camarat) do Cap du Pinet. Miejsce znane z odwiedzin gwiazd show businessu i słynnych modelek.

Bliżej samego miasta, bo ok. 4 km od centrum, napotkamy Plage Tahiti, która łączy się z plażą Pampelonne tuż przy Cap Pinet. Jeżeli dla kogoś to za daleko, to jeszcze bliżej miasta są dużo mniejsze: Plage des Canebieres i Plage des Salins - pierwsza rozciąga się bezpośrednio za wzgórzem z cytadelą, do drugiej wiedzie zza cytadeli Route des Salins.

Ci z kolei, którzy dysponują trakcją kołową albo lubią dłuższe spacery, mogą udać się plaże bardziej oddalone od Saint-Tropez, ale dzięki temu mniej zatłoczone. Plage de Bonne Terrasse mieści się za wymienioną Plage de Pampellone, u nasady cypla Cap Camarat. Nieco dalej da się zjechać w bok do Plage de l'Escalet - plaży naturystów, na której opalać mogą się jednak i „tekstylni”.

Tak więc wakacje na Riwierze Francuskiej to również i jak najbardziej po prostu plażowanie. Ale jest też coś - 


Dla ducha


Francja to miejsce ważne dla kultury europejskiej, bardziej niż plażowa destynacja, w związku z czym wypadałoby i coś pozwiedzać. Dla tych bardziej ambitnych możemy polecić Musée de L'Annonciade (Muzeum Zwiastowania) w dawnej kaplicy Pénitents Blancs, wzniesionej w latach 1510-1558 przy samym porcie. Muzeum, wbrew nazwie, jest galerią sztuki współczesnej. Wystawiane tutaj obrazy pochodzą z lat 1890-1950 i są dziełem impresjonistów, puentylistów oraz kolorystów, będące ważnym etapem w rozwoju współczesnego malarstwa. Mają tutaj m.in. prace: Matisse'a, Bonnarda, Marqueta, Paula Signaca, Francisa Picabii, Soni Delaunay, Roberta Delaunaya, Georges'a Braque'a, Édouarda Vuillarda, Maurice'a Denisa, Maurice'a Vlamincka, Maurice'a Utrilla i wielu innych wybitnych artystów.

Nad starą częścią Saint-Tropez góruje wzgórze, na którym wybudowano na przełomie XVI i XVII wieku cytadelę, pilnującą tutejszej zatoki. Dziś mieści ona Musée Naval. Ekspozycja poświęcona jest historii i morskim tradycjom Saint-Tropez. To jednak nie jedyna funkcja obiektu, bo latem w cytadeli odbywają się festiwale muzyki, a 15 sierpnia organizowana jest zabawa, na którą jednak Was nie wpuszczą - mogą w niej brać udział wyłącznie mieszkańcy miasta.


Przystań malarzy


Antibes to urokliwe, takie jak z kartki pocztowej, miasteczko, pomiędzy Niceą a Cannes. Otaczają je XVI-wieczne mury, centralnym punktem jest stare miasto z wąskimi uliczkami, targiem kwiatowo-warzywnym i starym portem.

wakacje na riwierze francuskiej
Choć to niewielka miejscowość, trzeba pamiętać, że wyrosła ze starożytnego, greckiego Antipolis; a w XVII stuleciu stała się poważną fortalicją - stąd każdy kamyk tutaj może mieć wartość historyczną. Również ze względu na obecność tutaj już w XIX wieku słynnych malarzy i i innych twórców. Przybywali tutaj pisarze - Victor Hugo, Jules Verne, Guy de Maupassant, George Sand, Andre Gide, Jean Cocteau, Ernest Hemingway, Nikos Kazantzakis (autor powieści "Grek Zorba" - pierwowzoru słynnego filmu). Malarze - Claude Monet i Pablo Picasso, któremu poświęcono w Antibes Juan-les-Pins oddzielne muzeum. Aktorzy - bożyszcze niemego kina Rudolf Valentino, Charlie Chaplin, Gerard Philipe, Rita Hayworth. Piosenkarze - Josephine Baker, Edith Piaf, Marlena Dietrich, a w późniejszym okresie Miles Davis. Ta lista jest jeszcze bardzo długa.

Do tej pory artystów tu nie brak, choć i nie takich już uznanych. Na promenadzie wzdłuż plaży  spotkamy rozstawione co kilka metrów stelaże z reprodukcjami obrazów namalowanych w Antibes przez malarzy odwiedzających ten kurort. Nie tylko obrazy są te same, ale i miejsce – właśnie tutaj przed laty ustawiali sztalugi znani artyści.

Obecnie Antibes jest słynne przede wszystkim jako czołowy śródziemnomorski port jachtowy. I przypływają tu raczej takie luksusowe jachty, za ładnych parę milionów dolarów, funtów, czy... rubli.

zwiedzanie antibes
No i przez to, że notują tu ok. 300 słonecznych dni w roku! Dlatego to wspaniałe miejsce do nadmorskiego wypoczynku. Jadąc z lotniska w Nicei najpierw przejeżdża się przez Antibes, potem przez Antibes Juan-les-Pins, a na krańcu przylądka leży Cap D'Antibes. Droga prowadząca do Antibes biegnie wzdłuż plaż.

Plaże w  Antibes i wokół Cap d’Antibes mają różny charakter. Znajdziecie tu więc obszary żółtego piasku – bardzo zatłoczone w letnich miesiącach – plaże żwirkowe oraz małe skaliste zatoczki, wspaniałe dla amatorów snorkellingu.

Plaże du Ponteil i de la Salis są bardzo popularne... co znaczy, że czasami wręcz trudno o miejsce. Jeżeli ktoś potrzebuje trochę spokoju, powinien udać się na południe, na Cap d'Antibes,z tym, że będzie musiał podarować sobie piasek na rzecz żwiru. Ci zaś, którzy poszukują bardziej rozrywkowej atmosfery, ruszą na plaże w Juan-les-Pins.

A jak plaże, to i inne atrakcje morskie. Można polecić np. Marineland, choć to miejsce, na które trzeba wydać parę groszy. Za to jest tam sporo możliwości i ciekawostek np. zjazd w dół Shark River, oglądanie niedźwiedzi polarnych i pingwinów, spotkania z lwami morskimi i pokazy sprawności delfinów.

Inne opcje zwiedzania daje nam Muzeum Picassa, Muzeum Archeologiczne, Muzeum Kartki Pocztowej, latarnia morka Garoupe, Fort Carre i Muzeum... Absyntu. Wakacje na Riwierze Francuskiej potrafią być i zaskakujące... Na zdrowie!



Poprzednim tematem były wczasy na Cyprze






wtorek, 24 maja 2022

Przy figowej plaży



Wiosna to chyba najlepszy czas na odwiedziny na Cyprze. Zawsze jest tu przyjemnie, ale wiosną, podobnie jak wczesną jesienią, nie grzeje do przesady – jak w lipcu i sierpniu – nie ma tłumów i ceny w wielu miejscach przystępniejsze. A na zwiedzanie to czas optymalny, choć i na plaży można się zrelaksować.


Cypr południowy, to wybitnie turystyczna destynacja, zwłaszcza jej nadmorskie obszary. Co krok napotkacie iście rajskie plaże, ale i znakomite zabytki. Główne ośrodki turystyczne i towarzyszące im atrakcje Cypru greckiego, to m.in. Limassol i plaże nad zatoką Akrotiri. W pobliżu znajduje się port wenecki, Curium z amfiteatrem grecko-rzymskim, świątynia Apolla, łaźnie (mozaiki z IV-V w. i bazyliką z V wieku) i joannicki zamek-twierdza Kolosi z XV w.  Dalej Larnaka wraz z plażą nad zatoką Larnaki.


Następnie Pafos (polecamy Venus Beach Hotel) i fenickie kamienne "królewskie grobowce", rzymskie fortyfikacje i wille z pięknymi mozaikami, rzymskie kolumny, z których jedna posłużyła za miejsce biczowania św. Pawła, bizantyńska bazylika Św. Kyriaki Chryssopolitissa. Na zachód i wschód od Pafos znajdują się plaże i rzymskie ruiny.

odwiedziny na cyprze
Bardzo popularne jest Ayia Napa – w rejonie Paralimni – a to ze względu na największą ilość piaszczystych plaż na Cyprze, ze słynną Nissi Beach. Ale i tu zobaczymy również ruiny zamków krzyżowców, wenecką twierdzę oraz port (Ajos Napi) i meczety. Ośrodkiem turystycznym jest również Polis z plażami nad zatoką Chrysokous.

Bogactwo zabytków, opcji zwiedzania, uprawniania sportów - szczególnie wodnych – i spędzania wolnego czasu w ogóle, jest oczywiście większe, a to tylko najbardziej reprezentatywne przykłady.


Coś trzeba wybrać


Możliwości, jak widać, tu wiele i pewnie jeszcze nieraz wyspę odwiedzimy. Skoncentrujmy się więc tym razem na jakimś rejonie, bo w dwa tygodnie wziyty na Cyprze i tak całości wyspy nie „obskoczymy”. Załóżmy więc, że wypoczywamy w znanym, choć nie zatłoczonym o tej porze roku resorcie Protaras.

_______________________________

_______________________________

 Proponujemy go na początek dlatego, bo tutaj można znaleźć bardzo przystępne cenowo oferty. Zwłaszcza jak na Cypr, który supertani nie jest. Korzystając z wyszukiwarki na stronie www.travelpol.co.uk możecie zabukować wczasy bed&breakfast poza wysokim sezonem już za nieco ponad 400 funtów na dwa tygodnie, bądź ok. 500 funtów half board.

Protaras skorzystało wiele na bliskim sąsiedztwie słynnego Ayia Napa i samo wyrosło na spory i znany kurort. Nie brak tu hoteli, mniejszych willi, restauracji, klubów, barów i wszystkiego czego potrzeba współczesnemu turyście. Mimo to miejscowość jest uznawana za cichszą od Ayia Napa,  a nawet bardziej nadającą się na wakacje rodzinne. Dlatego właśnie Wam ją proponujemy. Rejon może pochwalić się urokliwymi, piaszczystymi plażami, które oblewają krystaliczne morskie wody.

popularne plaże na cyprze
Najbardziej znaną z tutejszych plaż jest Fig Tree Bay. Nazwa pochodzi oczywiście od rośliny, którą spotkać można w pobliżu. Plaża uznawana jest jedną z najlepszych na całej wyspie. Dlatego i na niej spotkacie najwięcej turystów, zwłaszcza w szczycie sezonu. Tu skupiły się też hotele, punkty zbiorowego żywienia i placówki handlowe. 

Co najważniejsze morze tu stosunkowo płytkie i nadaje się dla najmłodszych plażowiczów. Kilkaset metrów od brzegu znajduje się skalista wysepka, do której można dopłynąć.

Nie brak tu wszelkiego typu rozrywek typowych dla takich miejsc, jak: parasailing, water skiing, jet skiing i różnego typu przekażdżek na dmuchanych „pojazdach”. Plaża jest strzeżona.


Wycieczka na potwora


Ale od poziomu plaży można się nieco oderwać i nie mamy tu na myśli paralotni. Wspinając się kilakaset stopni do Profitis Ilias Church zobaczymy wspaniałe widoki na miasto i zatokę. Gotowi na piesze wędrówki mogą pójść dalej do Cape Greco znane także jako Cavo Greco. To ostry klif będący południową granicą Famagusta Bay. Ze względu na swój wygląd i widoki na morze, to miejsce popularne wśród turystów. To również rezerwat przyrody. Według legend, tu gdzieś zamieszkuje „Morski Potwór z Ayia Napa”, po grecku „To Filiko Teras”. Widziano go tu rzekomo nieraz, od czasów starożytności, a to w postaci węża morskiego, a to krokodyla, a to jeszcze czego inego. Nie jest groźny, ale rwie sieci. Niektórzy organizują wycieczki, których jednym z punktów programu jest próba wypatrzenia potwora... 


Hotele przy pięknych plażach


Ci zaś, którzy pozostaną w Protaras, patrząc z góry na port, niech wspomną, że i to miejsce może mieć długą, choć bardziej realistyczną historię. W starożytności mieściło państwo-miasto Leukolla. To do jego portu schronił się Demetriusz Poliorketes w roku 306 p.n.e. w oczekiwaniu na Ptolemeusza, jednego ze spadkobierców Aleksandra Wielkiego. Doszło do bitwy, w wyniku której Ptolemeusz został pokonany i musiał opuścić Cypr na rzecz Demetriusza.

odwiedziny na cyprze
Później miejsce na długo zniknęło z kart dziejów, w okolicy stały tylko liczne młyny wiatrowe, z których do dziś słynie. Rozwój zaczął się w latach 80-tych ub. wieku i po jakimś czasie wyrosło na resort konkurujący z Ayia Napa, choć bardziej wysublimowany. Jednak wielkich hoteli tu nie brakuje i są one nastawione na to, aby spełnić każdą zachciankę gości. Baseny to w ich ofercie oczywistość, ale poza tym oferują korty, siłownie, spa, usługi babysitting, fryzjerów itp. itd.

No ale hotele, to rzecz wtórna. Są tu dlatego, że region słynie z doskonałych plaż. Poza wspomnianą Fig Tree, jeżeli np. lubicie nurkowanie z rurką warto wybrać się Skoutari Beach, jeżeli chcecie spokoju i płytkiej wody, to na Kapparis, Konnos albo Sirena. Do tego są jeszcze oczywiście Protaras Beach, Pernera, Louma, Green Bay. Ale oprócz plaży, warte zobaczenia na wybrzeżu są jaskinie i inne formacje skalne. Tak więc zabierzcie ze sobą nie tylko ręcznik plażowy, ale i aparat fotograficzny, czy maskę z rurką. Zajęcia nie zabraknie!

No a jakby znudziło się nad morzem, to można wybrać się do położonego w stronę Paralimni niewielkiego oceanarium. Tu uwagę zwraca ekspozycja krokodyli z tymi nilowymi, nowogwinejskimi i kajmanami włącznie; do tego dom pingwinów i samo akwarium, a w nim ok. 400 gatunków podmorskich stworzeń.


Uprzednio pisaliśmy o wakacjach na wyspie Hvar



niedziela, 8 maja 2022

W dziesiątce najpiękniejszych

Czyli wakacje na wyspie Hvar


W dobie chwiejnej sytuacji na świecie, różnorakich zagrożeń, szukamy spokojnej i wciąż atrakcyjnej możliwości spędzenia wakacji. Wielu zwraca się w stronę wczasów krajowych. I my zachwalaliśmy uroki polskiej ziemi, ale Chorwacja to też prawie jak u siebie – tyle, że cieplej i prawie egzotycznie.


wakacje na Hvar
Tym razem proponujemy wakacje na wyspie Hvar uważanej często za jedną z dziesięciu najpiękniejszych wysp na świecie. Zdanie takie wyrażają nie tylko współcześni, bo już starożytni Rzymianie budowali tutaj wille. I do dziś znajdziecie tu sporo luksusu i do tego mnóstwo słońca (2724 godzin słonecznych w ciągu roku).
Ciągną tu jak pszczoły do miodu i to nawet ci ze świecznika. Bywały tu takie gwiazdy jak: Beyoncé i Jay-Z, Michael Douglas i Catherine Zeta Jones, Clint Eastwood, Brad Pitt, Gwyneth Paltrow, George Clooney, czy Kevin Spacey. Zimy łagodne, lata ciepłe, woda czysta. Zwłaszcza w mieście Hvar, będący stolicą wyspy, pełno modnych hoteli, barów i klubów, eleganckich restauracji i luksusowych jachtów.

Wyspa leży na wysokości miasta Drvenik na dalmackim wybrzeżu, pomiędzy Bracem a Korculą, na linii wschód-zachód. Jest długa (68 km) i wąska (4 do 10,5 km). Daje to aż 270 km linii brzegowej! Tyle, to mają niektóre państwa.
Sporo tu wzniesień – jak to w regionie – a najwyższy szczyt to Sveti Nikola (626 m n.p.m.). Przez to niełatwo tu jeździć, drogi są kręte i niebezpieczne. Jeżeli Chorwaci, którzy mają takich szlaków więcej, powiadają kiedy komuś źle życzą „obyś zginął na drogach Hvaru? - to musi być coś na rzeczy. Te wzniesienia dochodzą i do morza, zwłaszcza na południu, gdzie brzeg stromy i skalisty. Lepiej kąpać się na północy, gdzie występują półwyspy i zatoczki. Hvar porasta roślinność śródziemnomorska (makią), a także lawenda, którą zresztą tu sadzą masowo, dlatego też Hvar znana jest również jako „lawendowa wyspa”. Rośnie tu też rozmaryn, uprawiają, winogrona, figi, oliwki. No po prostu „Śródziemnomorze”.

Pomaga i natura i historia

Miejscowi wiedzą jak z tego „kapitału” korzystać i żyją przede wszystkim z turystów. Można powiedzieć, że mają to już „we krwi”, jako że pierwszą organizację turystyczną założono tu w 1868 roku. Ostatnio zaś na pewno znacznie pomaga im fakt, że w 2008 r. krajobraz kulturowy Hvaru został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO pod nazwą Równina Starego Gradu.
To od Starego Gradu, najstarszego miasta w Chorwacji. Wtedy, kiedy urodził się Arystoteles w Tracji (384 p.n.e.), tutaj przybyli Grecy z wyspy Paros na Morzu Egejskim. I już zostali, a miastu na dali nazwę Pharos. Archeolodzy odkrywają ich ślady, jak i to, co pozostało po Ilirach i Rzymianach. Do tego świątynie, mury miejskie, budynki renesansowe i barokowe. Urokliwe miasteczko.

wakacje na wyspie Hvar
Miasto Hvar jest popularnym kurortem turystycznym, ale i tu napotkacie ślady przeszłości. Mieszka tu niewiele ponad 4 tys. mieszkańców, ale zwłaszcza w sezonie miasto „puchnie”. W pamiątkowych budowlach widać zwłaszcza ślady renesansu.
Mają tu port jachtowy, otoczony zabytkową zabudową, z którego dojdziecie szybko na Plac św. Szczepana, największy plac w Dalmacji i główny plac miasta. Na górnym końcu jest katedra św. Szczepana (Katedrála sv Stjepana.), zbudowana na przełomie XVI i XVII wieku, z imponującą dzwonnicą. Obok stoi loggia w renesansowym stylu z Wieżą Zegarową (dziś hotel). Parę kroków dalej postawili Arsenał (w latach 1579–1611). W 1612 r. powstał na jego pierwszym piętrze teatr. To pierwsza tego typu placówka w Chorwacji i jedna z pierwszych społeczności teatralnych w Europie.

_____________________________

Spacerując promenadą dojdziecie do klasztoru franciszkanów (XV w.), który szczyci się imponującym obrazem Ostatniej Wieczerzy. Nad Hvarem w podobnym okresie pobudowano fortecę (Fortica lub Španjola) rozbudowaną przez Austriaków w XIX w. Widok stąd przepiękny, można też przysiąść na kawę lub oglądnąć wystawę muszli. W okolicy spostrzeżecie też pozostałości po czasach panowania rzymskiego, jak np. fragmenty łaźni.
Ale stolica wyspy to nie tylko zabytki, ale też żwirowe i skaliste plaże, często schowane w urokliwych zatoczkach. No a przede wszystkim kurort znany jest z dużej ilości restauracji, barów i dyskotek. Słynne są lokale Forteca lub Veneranda.

Trochę spokojniej

Nie wszyscy jednak chcą odpoczywać w tak energetycznym miejscu. Wielu preferuje miasteczko Jelsa na północnym wybrzeżu. Tu też jest porcik, starówka wyłożona kamiennymi płytami i deptak, którym, można spacerować po zachodzie słońca w otoczeniu rozświetlonych restauracji, lodziarni i kawiarni z pachnącym napitkiem. Tak, tego tu też nie brakuje, ale klimat inny, spokojniejszy – no i też niższe ceny. Mniej komercyjnie, szefowie kuchni wydają się autentycznie zainteresowani gośćmi (tak, wychodzą do nich pogwarzyć). Jeżeli chcielibyście spróbować lokalnych specjałów, zwłaszcza owoców morza i nie nadwyrężyć za bardzo kieszeni, to właśnie tutaj. Do tego widok na piękną zatokę.

Jak zaś chodzi o finanse, to tu się naprawdę da oszczędzić, bo mają w Jelsie znajdzie się też supermarket, gdzie można zrobić codzienne zakupy. Nie gdzieś daleko, ale ok. 150 metrów na północ od portu, tuż przy głównej drodze prowadzącej do centrum. I dalej myśląc oszczędnie - w okolicy są kempingi Holiday, Mina i Grebisce. Do miasteczka dotrze się z nich „z buta”. I to ważne, jako że Jelsa akurat dla kierowców nie jest zbytnio przyjazna. Tzn. miejsca tu niewiele, parkingi są przede wszystkim płatne. Na chwilę można, ale na całe wczasy?


Milna z trzema plażami


plaża na wyspie Hvar
Innym spokojnym, a jeszcze mniejszym miejscem jest wioska Milna, leżąca bliżej miasta Hvar i oczywiście nad jedną z licznych zatoczek. To fajne miejsce do wypoczynku nad wodą. Są tu zasadniczo trzy plaże – choć wciąż pamiętajmy, że to Chorwacja i przez plażę rozumiemy też kamienisty czy żwirowy płaski kawałek lądu nad wodą. Za to ta woda – nie mąci się tak łatwo, przejrzysta, świetna do oglądania przez maskę co tam pod spodem. Wokół też piękne krajobrazy, wysokie góry i tunel po drodze, o długości ok 1,5 km. Tu już dużo łatwiej zaparkować, w dodatku darmowy parking znajduje się bardzo blisko głównej plaży. To ta „miejska” plaża, z białych otoczaków, w sąsiedztwie wiejskiej zabudowy. Druga towarzyszy lokalnemu kempingowi, trzecia zaś odludna i dzika, schowana z dala od tłumów i gwaru. To de facto miejsce dla naturystów, ale przebywają na niej również tekstylni.


Na Hvarze znajdują się też naturalne piaszczyste plaże, przede wszystkim po stronie północnej wyspy, a to ze względu na to, że wiatr północny (bura) i fale od strony północnej są silniejsze od tych z południowej strony. Dlatego też i żwirek na plażach żwirowych po tej stronie wyspy jest drobniejszy i bardziej odpowiedni dla dzieci. Płytkie piaszczyste plaże w głęboko wciętych w ląd zatokach możecie znaleźć w okolicach Jelsy i w zatoce Mlaska w pobliżu Sucuraj. Polecić można Ivan Dolac, Zavala, Zatokę Jagodną, Gromin Dolac itd. Na południu zaś ukrytą zatokę Lučišće, do której trzeba zejść jakieś 300 m ścieżką w dół. Z kolei skały otaczają kawałek plaży w Svetej Nedjelji. Plaża Grebišće, jest jedną z piękniejszych plaż na całej wyspie. Położona jest w pobliżu wspomnianej Jelse tuż przy kempingu, któremu zawdzięcza swoją nazwę. Jest to plaża piaszczysta otoczona lasem, w którym można się schować przed upałem. Ze względu na płyciznę jest to idealne miejsce dla rodzin z dziećmi.

Poprzedni post traktował o zwiedzaniu Singapuru


wtorek, 19 kwietnia 2022

Tylko nie plujcie na chodnik

W Singapurze zwiedzanie nawet po drodze

Są takie kraje, które choć małe, to ludne, nowoczesne, a jednocześnie pełne atrakcji dla zwiedzających. Jednym z nich jest niewątpliwie Singapur, w którym w dodatku można się zatrzymać na dzień, dwa, lecąc na dłuższe wakacje gdzieś w okolicy.

To miasto-państwo posiada ogromny port lotniczy, który obsługuje nie tylko pasażerów przybywających tutaj, ale i rzesze tych, którzy się przesiadają. Sam tak miałem, lecąc kiedyś do Australii. Moi znajomi trafili zaś na wczasy w Tajlandii, których elementem była przesiadka w Singapurze. Może warto pomyśleć o takiej opcji, aby zatrzymać się w tym miejscu na dłużej niż parę godzin? Tym bardziej, że czasami umożliwi nam to jeszcze obniżenie całkowitych kosztów podróży. Tak więc - zwiedzanie Singapuru i korzyść w jednym. Wiedzą o tym ci, którzy specjalizują się w wyszukiwaniu tanich możliwości wyjazdowych  i jak najtańszych biletów lotniczych. 

Przypomnijmy skąd wziął się w ogóle ten twór państwowy leżący na południu Półwyspu Malajskiego. Wokół rozpościerają się wody cieśnin Malakka i Singapurskiej, łączących Morze Andamańskie z Morzem Południowochińskim, oraz cieśniny Johor, która wąskim, zaledwie dwukilometrowym pasem oddziela kraj od Półwyspu Malajskiego. Już samo to położenie, w miejscu bardzo korzystnym handlowo i pozwalającym kontrolować militarnie szlaki żeglugowe, sugeruje, że przy powstaniu Singapuru musiało odgrywać rolę jakieś mocarstwo. Tak było w rzeczywistości, tyle, że Wielka Brytania zrobiła to początkowo za pośrednictwem Kompanii Wschodnioindyjskiej, która to firma wydzierżawiła teren w 1819 roku od sułtanatu Johor. W 1826 roku doszło już do normalnego aktu kupna. Nastąpił bujny rozwój. II wojna światowa była i tutaj tragiczna, ale nie powstrzymała na długo rozwoju miasta.

A ono coraz bardziej stawało się samodzielne. Najpierw, w 1946 r. zostało oddzielną kolonią, a w 1959 r. stało się autonomiczne. W 1963 r. było już niepodległe, chwilowo tylko pozostawało w Federacji Malezji.


Najpierw - ogród


zwiedzanie Singapuru - ogrody botaniczne
Obecnie jest to wciąż rozwijające się, kosmopolityczne miasto-państwo, położone na 63 wyspach. Najważniejsze to: Jurong Island, Pulau Tekong, Pulau Ubin i Sentosa.

Już będąc tu jeden dzień można napotkać interesujące atrakcje turystyczne, choć przydałoby się ciut dłużej. Tak wielbiciele natury, jak i po prostu ludzie szukający wytchnienia, powinni się udać do Singapurskich Ogrodów Botanicznych. Położone są przy Cluny Road, a obejmują 74 hektary. Ze względu na klimat, nie mają tu problemu z uprawą pięknych i wymagających roślin. Wyróżnia się Narodowy Ogród Orchidei. Co za kolory – zresztą wszędzie tutaj. Wrażenie robi kawałek dżungli. Do tego tzw. Evolution Garden, centrum botaniczne i akweny wodne z charakterystyczną dla siebie roślinnością. Zamiast zagłębiać się w teren Półwyspu Malajskiego i okolic, macie to wszystko na miejscu.

Bardziej naturalną przyrodę spotkacie jednak i w Singapurze, a to na wyspie Pulau Ubin'. Ten skrawek lądu leży niedaleko od lotniska. Mówią, że to ostatnia „wiejska” i „dzika” część tego organizmu - reszta to typowe miasto. Można się tam drogą wodną z Changi Ferry Terminal, dokąd dojeżdżamy taksówką, lub zieloną linią metra na Tanah Merah i stamtąd autobusem. Zobaczymy tu m.in. małpki, egzotyczne ptaki, a z roślinności - drzewa namorzynowe. Łatwo to ogarnąć, bo wypożyczają tu rowery, dla których przygotowano też wiele kilometrów tras rowerowych.

zwiedzanie Singapuru - wyspa Sentosa
Trochę z natury, ale nie tylko, będzie też na dość rozrywkowej wyspie Sentosa. Znajduje się tu m.in. park motyli, gabinet figur woskowych, grające wodotryski, muzeum kamieni, pole golfowe oraz „koralarium”. Bardzo ciekawy jest „Podwodny Świat” - zainstalowali tu np. stumetrowy tunel, który prowadzi pod dnem wielkiego akwarium. Chodzi o stworzenie wrażenia spaceru po dnie morza. Inną atrakcją są pokazy różowych delfinów.

No i przyjemnie się zrelaksować przy dźwiękach szemrzącego strumyka, w miłym świetle z nogami zamoczonymi w niewielkim basenie. Pływają w nim małe rybki, które skubią nasze stopy, oczyszczając je ze zrogowaciałego naskórka. Jakby komuś było mało, to w ofercie jest też profesjonalny masaż stóp.


Za sterami


Niesamowitym przeżyciem może okazać się wizyta we Flight Experience na Raffles Avenue. Szczególnie dla tych, którzy marzyli o lataniu. To przedsięwzięcie edukacyjno-rozrywkowe. Umożliwia ono wczucie się rolę kapitana samolotu prowadzącego np. Boeinga 737NG – oczywiście na symulatorach. Ale takich pierwsza klasa, które obejmują w pełni wyposażony, zamknięty kokpit, przyrządy i komputery i wizję o promieniu 180 stopni, oddającą rzeczywisty krajobraz.

Do dyspozycji gości różne programy o stopniu trudności od początkujących do w pełni zaawansowanych. Trochę to kosztuje, ale zabawa jest przednia i bardzo realistyczna.


Jak na wojnie


atrakcje Singapuru - Narodowe Muzeum Singapuru
Nie tylko interesujący się historią mogą wybrać się do National Museum of Singapore między Orchard Road a Clark Quay. W bardzo przystępny i interaktywny sposób ukazuje ono historię i kulturę Singapuru.

 W pobliżu znajduje się też tzw. Battle Box. To budowla we wnętrzu wzgórza na którym znajduje się Fort Canning. W czasie II wojny światowej znajdowało się tu największe podziemne centrum brytyjskiego dowództwa. Zobaczycie tam dwadzieścia dwa pomieszczenia połączone korytarzem. Można tu przeżyć lekcję historii, która robi ogromne wrażenie.

System świateł, animacji i dźwięków ma przypomnieć moment z 5 lutego 1942 roku, kiedy Brytyjczycy podjęli decyzję o poddaniu Singapuru Japończykom. Jest bardzo realistycznie - odgłosy bombardowania w słuchawkach budują szczególną dramaturgię. Do tego „mówiące” figury woskowe dają wrażenie życia w podziemiach.


Z torbami


Dla niektórych może i najważniejszym punktem wizyty w Singapurze są zakupy. W sumie nie ma się co dziwić – podaż rozmaitych artykułów jest tu rewelacyjna. Handluje się na wielu obszarach miasta, ale najważniejszą arterią handlową wydaje się Orchard Road, na północny zachód od centrum finansowego. Nie brak tu mnóstwa mniej lub bardziej ekskluzywnych sklepów galerii. Można tu po zakupach wypić kawę, bo działa sporo kafejek, a nawet zatrzymać się na dłużej, bo hoteli też nie brak. Aha, no i przy stacji Orchard Rd jest też Ambasada RP.

atrakcje Singapuru - South Bridge Road

Z kolei wokół New Bridge Road i South Bridge Road rozciąga się się dzielnica chińska, a w niej „szwarc, mydło i powidło”. Ciekawego przyodziewku zwłaszcza zatrzęsienie, choć często rozmiary małe, bardziej dla rasy żółtej. Mekką dla poszukujących tanich ubrań jest Bugis Street.

Dla wielu Singapur kojarzy się z ofertą taniej elektroniki, aparatów fotograficznych i kamer. Najlepsze sklepy ze sprzętem fotograficznym znajdują się przy North Bridge Road, High Street oraz Orchard Road. Ceny elektroniki konkurują z tymi z Hong Kongu. Centrum komputerowe Funan znajdziecie przy hotelu Excelsior.

Dodajmy jeszcze takie lokalizacje jak Little India, gdzie dostaniemy co się dało przytargać z Indii, Bangladeszu i Pakistanu; Vivo City - największą galerię handlową miasta, no i po prostu lotnisko z bardzo tanim duty free.

Zabawy tu sporo, jest co zobaczyć, tylko pamiętajcie o zachowaniu. Wystarczy wypluć gumę na ulicę, aby zapłacić dramatycznie wysoką karę. Gumy zresztą już nie importują, bo ludzie kiedyś dla żartów zaklejali czujniki przy drzwiach automatycznego metra...

A jak będziecie bardzo niegrzeczni, to i w tyłek przylać mogą.


Poprzednio pisaliśmy o atrakcjach Minorki


poniedziałek, 18 kwietnia 2022

Nie taka znowu mała


Atrakcje Minorki to nie tylko plaża i zabawa


Furorę w biurach podróży robią od lat Majorka i Ibiza. I dobrze – Minorka, druga pod względem wielkości z archipelagu Balearów, ma dzięki temu więcej spokoju. A czegóż innego człowiek szuka po roku pracowniczych trudów?


Daleko jej do roztańczonej Ibizy, ale nie jest tak, że jedyne co można robić, to siedzieć na plaży i gapić się w horyzont. Z kolei Majorka to w tym regionie jak metropolia, którą Minorka, czyli „mniejsza” - mimo wcale pokaźnych rozmiarów – nie jest.

Wyspa ma wszak długość ok. 50 kilometrów, nie jest to więc skrawek lądu, który można sobie obejść spacerem, pewnie nie wystarczy dwutygodniowych wczasów, aby zwiedzić wszystkie interesujące zakątki.

Część południowa Minorki, bardziej płaska, posiada szerokie i piaszczyste plaże. Powstało tu kilka kurortów z nowoczesnymi piętrowymi hotelami. Wystarczy jednak krótki spacer w głąb wyżyny, by natknąć się na mały przysiółek wśród wzgórz, o zupełnie innym charakterze. Wokół skaliste nieużytki, kępy karłowatych palm, drzewa chleba świętojańskiego i gaje oliwne.

Z czasów Hannibala

Wiadomo, że takie położenie wyspy i całego archipelagu musiało budzić pożądanie różnych potęg.  Minorka w starożytności należała do Kartaginy, a kiedy ta przegrała wojnę - do Rzymu. Zdążył tu się jednak schronić w 205 p.n.e. brat Hannibala, Mago Barca, i podobno po nim pozostała nazwa głównego miasta na wyspie czyli Mahón (Maó).

Upadające zachodnie imperium rzymskie stało się w znacznej części łupem dynamicznych plemion germańskich. Tu dotarli w V wieku Wandalowie, których władztwo zatrzymało się aż na Afryce. Posiadłości Germanów nie tylko tu, ale i w kontynentalnej Hiszpanii przejęli pod koniec VIII wieku przez Maurowie. Wyspa trafiła pod władztwo Kalifatu Kordobańskiego.

Chrześcijanie iberyjscy dość szybko wzięli się za odzyskiwanie swoich ziem czyli Rekonkwistę. W XIII w. pojawili się tu więc Aragończycy, aż wreszcie Minorka stała się częścią zjednoczonej Hiszpanii.

To nie koniec, bo co hiszpańskiego na morzu, to budziło zainteresowanie Brytyjczyków. Zabrali to Hiszpanom w 1708 roku i trzymali przez następne 70 lat. Jeszcze na chwilę pojawili się tu Francuzi, znów Hiszpanie, znów Brytyjczycy i dopiero w 1803 r. (pokój w Amiens) Minorka trafiła na stałe w hiszpańskie granice. Pamiątką tamtych czasów jest Gibraltar, będący wciąż w brytyjskich rękach. W Mahon pozostały zaś dawne brytyjskie koszary.

Bloki stawiali wcześniej

Jednak są tu daleko cenniejsze pozostałości tej bujnej historii. Wyspa szczyci się przede wszystkim wiekowymi i unikatowymi megalitami. To navety – czyli kamienne grobowce komorowe, oraz taule, których nazwa w języku katalońskim oznacza „stół”. Powstały one w epoce brązu, a jest ich ok. pięciuset. Te spore, skaliste bloki ułożone zostały w formę stożkowatych kopców (o wysokości nawet 10 m), odwróconych do góry dnem łodzi czy ogromnych, kilkumetrowych stołów. Mogły służyć jako ołtarze i pomniki nagrobne. Największe można podziwiać w Trepucó nieopodal Maó i w Talati de Dalt. W Naveta d’es Tudons, nieopodal Ciutadelli, znajduje się najstarsza w Europie komora do grzebania zmarłych.

atrakcje Minorki
Niewątpliwie trzeba by też odwiedzić Maó, czyli stolicę Minorki. To obecnie niewielka miejscowość, ale znajduje się tu głębokowodny port morski. Kiedyś uważano go za najbezpieczniejsze miejsce na całym Morzu Śródziemnym. Jeszcze sto lat temu tętniło tu życie handlowe, dziś jest spokój – jak na typowej prowincji. Turyści z Anglii, Katalończycy oraz sami Minorkanie czas spędzają głównie w knajpkach i na deptaku w okolicach nabrzeża. Popijają tam niespiesznie kawę i raczą się tapas – z majonezem. Bo to tu miał powstać ten sos.

Nikt się nigdzie nie śpieszy, nie ma tłumów. Poruszając się pustawymi uliczkami w stronę wyżej położonych dzielnic, napotkamy odrestaurowane XIX­-wieczne kamienice, monumentalne rezydencje hiszpańskie oraz georgiańskie budynki z charakterystycznymi okiennicami. Sporo tu akcentów brytyjskich w architekturze. Na głównym placu na wyspie, Plaça de s'Esplanada, zobaczymy zaś mocny akcent hiszpański, czyli pomnik poświęcony wojnie domowej w tym kraju.

Bardziej hiszpańsko

zabytki Minorki
Jedyną drogą szybkiego ruchu dotrzemy do innego miasta portowego, Ciutadella de Menorca, dawnej stolicy wyspy. Przeniesiono ją w 1722 r. Miało to swoje dobre i złe strony – zatrzymanie rozwoju miasta, ale i brak wpływów brytyjskich i francuskich. Zachowała się za to stara architektura hiszpańska. Starówka zlokalizowana jest nad częścią portową, do której prowadzi wąski kanał, umożliwiający dostęp tylko mniejszym jednostkom.

Nie żeby tu się nic nie zmieniało. Założone zostało przez Rzymian wysoko na falezach (nadmorskich skałach), i jak cała okolica przechodziło z rąk do rąk, na przemian plądrowane i odbudowywane. Po ostatniej odbudowie stało się rezydencją najbogatszych obywateli. I dlatego za wysokimi murami kryją się pałace, barokowe i gotyckie kościoły.

Labirynt brukowanych, klaustrofobicznie wąziutkich uliczek prowadzi do centralnego placu d’es Born, na którym postawiono obelisk upamiętniający obronę przed Turkami w 1558 . Miodowe i białe kamienne fasady domów, pięknie odrestaurowane, kryją wewnętrzne ogrody i patia. W centrum wznosi się katedra zbudowana w XIII w. na miejscu dawnego meczetu; jej dzwonnica była kiedyś minaretem. Surowy budynek, który przypomina bardziej warownię niż kościół, jest pamiątką po trwającej cztery wieki rekonkwiście, gdy Hiszpanie odbijali wyspę z rąk Maurów.

Są tu jeszcze inne zabytki jak np. kościół del Roser z fasadą z XVII wieku w stylu churrigueryzmu, czy pałace Torresaura i Car Saura. Z muzeów można polecić miejskie i diecezjalne.

Warto wybrać się tu w okolicach 23 czerwca, kiedy jest obchodzony z dużym rozmachem festiwal świętojański - Fiestas de Sant Joan, podczas którego ważną rolę odgrywają prezentacje koni miejscowej rasy.

W terenie

ukryte zatoczki na Minorce
Nie trzeba daleko oddalać się od tego miasta, aby napotkać plaże ukryte w zatokach, takie jak niezwykłej urody Cala En Turqueta. Wokół mnóstwo innych mniejszych szmaragdowych zatoczek i dzikich plaż. Na niektóre z nich można dotrzeć jedynie od strony morza. Lądem na upartego też, ale pieszo, wspinając się po ostrych skałach. To prawdziwe skarby tej wyspy. Można je podziwiać w spokoju, bez towarzystwa tłumów turystów, za to przy akompaniamencie fal rozbijających się o skały, koncertu cykad i świerszczy.

W dalsze zakątki wyspy najlepiej się udać na rowerze, poruszając się prawie nieuczęszczanymi drogami wytyczonymi w naturalnych skalistych wąwozach, które łączą północ wyspy z południem. A tam, gdzie nie można dotrzeć lądem, można z powodzeniem wyprawić się łódką. Już za kilkanaście euro można udać się w rejs na którąś z czterech skalistych, niezamieszkanych wysepek w pobliżu. Najciekawsza z nich to Llatzeret. Nie zawsze była wyspą. Oddzielono ją od Minorki w 1900 r., wykopując kanał. Na wyspie wzniesiono szpital dla zakaźnie chorych, otoczony wysokim murem, który miał chronić przed roznoszeniem przez wiatr zarazków.

Najwyższa gór wyspy to Monte Toro (357 m), a na niej stoi legendarne sanktuarium. Jest tu: ogromna figura Chrystusa (upamiętnia Hiszpanów poległych w Maroku), klasztor sióstr franciszkanek i neoklasycystyczny kościółek, a w nim figura patronki wyspy – Marii Dziewicy od Byka (Verge del Toro) w złotej koronie.


Ostatnio pisaliśmy o zwiedzaniu Langwedocji



niedziela, 3 kwietnia 2022

Południowa alternatywa

Lepsze zwiedzanie w Langwedocji


Przejechalibyście się gdzieś na południe Francji, ale Lazurowe Wybrzeże jest dla was za drogie i zbyt snobistyczne? Czemu by nie zdecydować się na zwiedzanie Langwedocji, gdzie równie ciepło, bardzo pięknie i interesująco, ale chyba prościej i taniej. 

Historia tej krainy w południowo-wschodniej Francji, między Pirenejami, Masywem Centralnym, Rodanem i Morzem Śródziemnym, jest może jeszcze bardziej bogata. Kiedyś, jako Hrabstwo Tuluzy, była (IX-XIV w.) obszarem wyjątkowego rozkwitu kultury i życia miejskiego. Przyrównywaną ją do północnej Italii i Katalonii. Jednak to tutaj doszło do krucjaty przeciw albigensom, która zrujnowała region, zatrzymując bujny rozwój.

Językiem Langwedocji jest oksytański, którym posługiwali się trubadurzy, a który ma swój wkład w rozwój poezji katalońskiej, hiszpańskiej i francuskiej. Region jest bowiem częścią Oksytanii, rozległej krainy językowo-kulturalnej obejmującej także Prowansję, Monako, pograniczne doliny Piemontu, skrawek Ligurii i dolinę Aran w pirenejskiej części Katalonii.

To odludzie

Charakter wybrzeża jest specyficzny, zupełnie inny od Riwiery. Niewiele tu skał, zatok i wąwozów, za to istnieją laguny i idealne warunki dla flamingów i ławic ostryg. Niewiele też kurortów, a zaraz za ich opłotkami napotkamy nietknięte pustkowia. Taki charakter ma np. Espiguette czy też Palavas. Przechodzi ono w mierzeję, na której nie ma absolutnie nic. Za mierzeją zaś rozpościera się wielka laguna, którą licznie odwiedzają flamingi.

zwiedzanie Langwedocji
To w pewnym sensie dzicz, turyści pojawili dopiero w drugiej połowie XX wieku. Mieszkający na odludziu gospodarze - często winiarze – wyglądają też jakby byli zaskoczeni wizytą przybyszów wśród tych zarośli i moczarów. Pomysł na sprowadzenie tu gości z bardziej cywilizowanych regionów Francji jest autorstwa generała de Gaulle, który postanowił rozwinąć turystykę w Langwedocji, aby odwieść uboższe francuskie rodziny od spędzania wakacji na wybrzeżach Hiszpanii.
Miejsca takie jak Palavas czy Carnon zaczęły się rozbudowywać. Stworzono również nowe kurorty, w tym np. La Grande-Motte niedaleko Palavas.

Langwedocja-Roussillon jest stosunkowo mało poznana przez polskich turystów. A przecież atrakcji tu nie brak. Wciąż to śródziemnomorski region o uroku Południa, choć klimat wydaje się bardziej historyczny i nie zmieniony przez cywilizację. Odwiedźcie średniowieczne miasto Carcassonne, czy też idźcie w góry, aby odnaleźć zamki katarów oraz ukryte przed zgiełkiem świata romańskie kaplice (zimą zaś w górach można oddać się zupełnie innym rozrywkom).
Pamiętajmy, że bywali tu Rzymianie, katarzy, pielgrzymi na szlakach św. Jakuba z Composteli, budowniczowie fortec i Kanału Południa, winiarze, rybacy, hodowcy koni w Camargue – każdy z nich zostawił na tej ziemi swój ślad. Tyle, że można tu jednocześnie znaleźć święty spokój.
Stąd - zwiedzanie Langwedocji wydaje się być ekscytującą i rozsądną opcją.

Góry, morze i jeziora

Obecnie administracyjnie to nowy region, który tworzą Langwedocja i Roussillon. Składa się na niego pięć departamentów: Lozère i Gard na północy, Hérault pośrodku, Aude i Pyrénées Orientales na południu.
Sięga on daleko na północ, gdzie znajdziemy górzysty Park Narodowy w Sewennach, Z drugiej strony, południowej, sięga zaś wybrzeża śródziemnomorskiego z departamentem Gard i słynnym mostem-akweduktem (Pont du Gard) wzniesionym przez Rzymian około 50 roku naszej ery. W południowej części trafimy też na sznur nadbrzeżnych jezior – idealne miejsce do żeglugi. To także świetna okolica dla wędkarzy, którzy co roku wypływają jesienią na połów dorad z jeziora Thau w Sète do Morza Śródziemnego.
U krańców tej krainy zobaczymy na południu wschodnie pasma Pirenejów.

Ważną postacią był w historii regionu Św. Jakub z Composteli, a to dlaetgo, że okolicę do dziś przecinają trzy ze słynnych dróg wyznaczających Szlak św. Jakuba z Composteli: Via Tolosana, wychodząca z Arles, na której warto zwiedzić opactwo Saint-Gilles-du-Gard; Via Podiensis (zwana Drogą przez Puy-en-Velay) wiedzie przez północny departament Lozère, którego oryginalną atrakcją jest rezerwat wilków w Sainte Lucie i gęsta sieć szlaków turystycznych. Trzecia, mniej znana, poddana ostatnio renowacji droga z Piemontu Pirenejskiego łączy Alpy z Pirenejami. Zaliczone do Światowego Dziedzictwa Kulturowego, wszystkie szlaki wskazują, że „do Composteli wiedzie wiele dróg”.

Skarby Narbony

Narbona atrakcje
Innym miejscem o starożytnej wręcz historii jest Narbona. Była to kiedyś stolica Galli Narbonensis, obecnie jest tu trochę bardziej prowincjonalnie – ale nie brak pozostałości historii, starszej i nowszej.
Odkryte w roku 1997 pozostałości rzymskiej Via Domitia widoczne są pod głównym placem miasta. Wznoszący się obok ratusz miejski, odrestaurowany przez Viollet-le-Duca, zawiera cały kompleks lokali: stary i nowy pałac arcybiskupów, muzeum archeologiczne z kolekcją rzymskich mozaik i największym we Francji zbiorem XIX wiecznego malarstwa orientalistycznego, a wreszcie imponującą XIII wieczną katedrę Saint-Just-et-Saint-Pasteur, której gigantyczna sylwetka góruje nad płaską okolicą.

Za jej głównym, barokowym ołtarzem, w kaplicy Matki Boskiej z Betlejem kryje się gotycka rzeźbiona nastawa ołtarzowa z wyobrażeniem piekła i zanurzonych w nim dusz ludzkich.
Unikalne na skalę światową kamienne figury zostały dosłownie „wyrąbane” w wieku XVIII, by dać miejsce nowemu, rokokowemu ołtarzowi. Gotycki pierwowzór odkryto w roku 1981.

Inne atrakcja miasta, to stuletnie hale (o konstrukcji przypominającej paryskie pawilony Baltard). Tutaj można się nieźle obkupić w dary natury, takie jak: wędliny, kasztany, sola z Camargue, ostrygi, anchois, muszle tellines (małymi skorupiaki zbierane na plaży).

Specjałem jest la narbonnaise – placek jabłkowy placku z orzeszkami sosnowymi (pignons) przypominającym strudel. Mają tu też tudzież krem katalońskim, podawanym ze słodkim winem Banyuls.
Na każdym kroku znajdziemy tu pamiątki po piosenkarzu i kompozytorze Charles Trénet. Kiedyś była to słynna osobistość z branży rozrywkowej, na jego koncie są takie przebojów jak: La mer, Y a d’la joie czy Douce France. Urodził się on w Narbonie 18 maja 1913 roku, a jego dom rodzinny wciąż istnieje. 

W Langwedocji można nie tylko zwiedzać, ale i „odrestaurować” organizm. Ze swymi trzynastoma uzdrowiskami region zajmuje trzecie miejsce na mapie francuskich spa. Talasoterapię zapewnią zmęczonym przyjezdnym instytuty w Banyuls sur Mer, Cap d’Agde, Port Camargue czy La Grande Motte, że wymienimy tylko najsłynniejsze z nich.
Dla tych, którzy relaksować chcieliby się bardziej aktywnie, można zaproponować wizytę  na jednym z licznych pól golfowych. Ewentualnie można wybrać się na wycieczkę łodzią po Kanale Południa, zbudowanym w XVII w. cudzie techniki i natury.

Wspomnijmy jeszcze o nadmorskiej miejscowości Collioure, wiosce malarzy, której atrakcję stanowi bez wątpienia najlepiej zachowany we Francji średniowieczny zamek królewski, przebudowany przez Vaubana. W cieniu ufortyfikowanego kościoła pod wezwaniem Matki Boskiej od Aniołów z barokowym Ołtarzem Wniebowzięcia, dłuta Josepha Sunyera (wzniesionym w latach 1698-1702) malowali niegdyś swe dzieła Dufy, Picasso i Matisse... Dziś znajdziemy tu pomniejszych artystów, ale odwiedzić warto.


Polecamy więc zwiedzanie Langwedocji!


A ostatnim razem było o wspaniałym miejscu na Korfu





sobota, 2 kwietnia 2022

Na obrzeżach wielkiej turystyki

Korfu po latach


Czasami piszemy w tej rubryce być trochę bardziej osobiście niż zwykle. Kolumna turystyczna opiera się po części na obiektywnych wiadomościach encyklopedycznych, ale bardziej na własnych doświadczeniach podróżniczych. Po 10 latach powróciłem do hotelu „Blue Gardens” na Korfu, aby sprawdzić jak idzie temu przedsięwzięciu, tak docenianemu przez odbiorców Tripadvisora – i nie tylko. Zobaczmy więc jak działa mały rodzinny hotel, który z powodzeniem radzi sobie w trudnych, greckich czasach.

Przed wyjazdem mieliśmy lekkie obawy. Ale tylko lekkie, nie mogłem bowiem jakoś dopasować ateńskich niepokojów do korfijskiego klimatu. I racja, sytuacja tam nie wygląda tak, jak można by wnioskować na podstawie przekazów telewizyjnych. Najpierw uspokoił mnie telefonicznie Kostas, pracujący za barem w naszym hotelu. - Wy turyści myślcie o wakacjach, a takie sprawy zostawcie Grekom – powiedział.

Z kolei Pani Dorota Kamińska, która wraz z mężem prowadzi na Korfu firmę turystyczną i pisze bloga „Sałatka po grecku”, zamieściła na swojej stronie m.in. zdjęcia lokalnych bankomatów. „Oto owe kolejki po gotówkę” - można było przeczytać i zobaczyć „kolejki” co najwyżej jednoosobowe.

O sytuacji w Grecji i wpływie na turystykę więcej innym razem, a tymczasem niech wystarczy zapewnienie, że tak to właśnie bezproblemowo wyglądało na miejscu.

Na skraju wioski


apartamenty Blue Gardens
Tak przynajmniej zauważyłem tam, gdzie mieści się „Blue Gardens”, czyli w miejscowości Roda (sprawdź najlepsze hotele), na północnym wybrzeżu Korfu. To dawna miejscowość rybacka, dziś na wskroś turystyczna. Niewielka, trudno ją choćby porównać z sąsiednim Acharavi czy leżącym bardziej na zachód, ruchliwszym i słynniejszym Sidari. Życie turystyczne skupia się przede wszystkim wzdłuż głównej ulicy nadmorskiej, spełniającej bardziej rolę deptaka i traktu handlowo-gastronomicznego.

Samo „Blue Gardens” pobudowano już poza centrum miejscowości. Właściwie w polach, kilka minut na piechotę od pierwszych domów skupiska. I to jest bardzo dobra lokalizacja. Do ludzi wciąż nie daleko; aby dostać się na plażę, do sklepów, to „rzut beretem”, a jest już spokój. Wokół trawy, sady oliwne i owocowe, z tyłu widok na góry i rozciągającą się pod nimi kotlinę. Czasami tylko gdzieś z daleka dochodzi cichy odgłos muzyki z innego hotelu. Poza tym, jeżeli coś tu słychać, to cykady.

Część zabudowań „Blue Gardens” postawiono też w odległości ok. 100 metrów od własnego basenu i baru, w związku z czym i od tych odgłosów można się odciąć. Inna sprawa, że nawet kiedy gra tu muzyka, czy leci mecz, to też tak, że nie przeszkadza w rozmowie. A grają głównie rockandrollowe „evergreeny”, za którą to emisję uiszczono należne opłaty, bo tutejszy ZAIKS nie zna litości.

Kto to robi

„Niebieskie Ogrody” to stricte rodzinny interes. Stoi za nim przede wszystkim pani Elena Pitikari. Wychowała się ona na Cyprze, gdzie chodziła do angielskojęzycznej szkoły, ale od lat mieszka na Korfu i działa w branży turystycznej. Nie tylko samodzielnie zresztą, bo wiemy np. że pracowała na rzecz Thomasa Cooka.

Sama, jak mówi, jest organizatorką tego przedsięwzięcia, a jej mąż, Andreas, jest menadżerem. A de facto zajmuje się on najróżniejszymi sprawami, jak: dostawy, naprawy, muzyka, dbanie o basen, kuchnia, itp. itd. Tak tu zresztą jest – wielkość przedsięwzięcia powoduje, że trzeba być uniwersalnym. Andreas wcześniej tańczył w zespole folklorystycznym oraz uprawiał i propagował sporty wodne. I to nawet takie bardziej ekstremalne, jak narty wodne i ich wersja ekwilibrystyczna.

Inny znakomity pływak, to Kostas, który każdego wieczoru stoi za barem. Kiedyś działał w sporcie razem z Andreasem, a do tej pory wybiera się wraz z synami na wyprawy nurkowe.

rodzinna atmosfera w Blue Gardens
Kostas to w pewnym sensie człowiek-instytucja. Z jakichś względów jest tym, którego przez lata pamięta wielu gości (i on też ma niezłą pamięć). Czyżby to miało jakiś związek z jego pieczą nad trunkami w godzinach wieczornych?... W każdym bądź razie zdarza się, że goście, którzy po latach (czy wręcz po roku) wracają do „Blue Gardens”, robią z Kostasem „niedźwiedzia”. Cóż, spędzili pewnie z nim długie godziny przy barze, gawędząc o Grecji, Anglii i świecie. Bo Kostas wychodzi do domu dopiero po ostatnim gościu, czyli po prostu na drugi dzień.

Dobrym duchem tego hotelu jest zaś pan Andreas-senior, czyli ojciec Eleny. Starszy dżentelmen mówi nienagannym angielskim, ma szerokie horyzonty i ujmujący sposób bycia. Emanuje z niego spokój i ciepło. I on, choć w wieku emerytalnym, pomaga jak może, choćby stanie za barem. Mówi też trochę po polsku!

Nie można też zapominać o najmłodszej w tym towarzystwie, czyli Marianthe. 11-latka nie jest oczywiście członkiem personelu, ale przecież jej towarzystwo, pomysły na zabawy, przyjacielskie usposobienie, sprawiają, że i młodsi wczasowicze czują się tutaj jak w domu. A już na pewno tworzą raz dwa nieformalną grupę, jakby byli na koloniach letnich.

Dlaczego tak lubimy

Samo przedstawienie tej małej rodzinnej grupy może już sugerować dlaczego przyjeżdżający do „Blue Gardens” tak lubią to miejsce i wielu powraca tu systematycznie. Ale powiedzmy jeszcze o innych cechach tego miejsca, takich jak choćby wygląd. Kolorystyka jest typowo grecka - przeważająca biel ze sporą dozą niebieskiego właśnie, przede wszystkim w wykończeniach. To bardzo miłe i optymistyczne zestawienie. Niektórym może się też kojarzyć z domkami na choćby Santorynie, czy Mykonos.

Zieleń jest tu zadbana, trawa dokładnie wystrzyżona, w wielu miejscach stoją donice z kwiatami i ziołami. Rosną tu też palmy, po ogrodzeniu pnie się winorośl bogata w smakowite owoce.

Co do zadbania zaś, to czystość jest jedną z głównych zalet, którą wymieniają wczasowicze. Wszystko tu aż lśni, wydaje się też, że malują systematycznie. Nie ma niedoróbek, niedziałających sprzętów, Andreas dba o to, aby zawsze wszystko działało. 

Domki mają też miłą, prostą raczej stylistykę, z okiennicami i kolumnowymi zdobieniami w niektórych miejscach. Apartamenty są bardzo przestronne, nie ma problemu z miejscem dla większej rodziny. My zajęliśmy dwupokojowy, z dostawianym łóżeczkiem dla dziecka (solidnym), z kuchnią, łazienką i dwoma balkonami. Na jednym była bawialnia, na drugim spożywaliśmy śniadania.

Bo podstawowa wersja wczasów to self-catering. Dostajecie w pełni wyposażoną kuchnię. Jednak dla tych, którzy wolą coś przyrządzonego przez gospodarzy, nie ma problemu. Kuchnia działa od rana do do nocy. Można zacząć od brytyjskiego, czy kontynentalnego śniadania; a skończyć na sutej kolacji. Czy choćby zamówić talerz frytek albo lody dla dzieciaków, które potrafią tu spędzić długie godziny na basenie. Nie ma się co dziwić, basen to bowiem – znów – niebieściutki, czyściutki i raczej niegłęboki. A obok mały, dla mniejszych pociech, z brzegami pokrytymi specjalnymi ochraniaczami dla bezpieczeństwa. Co ważne, przy basenie nigdy nie brak leżaków.

Kąpać się można do późna, dopóki Kostas za barem, ale to raczej znów domena małoletnich, bo starsi np. biorą udział w quizie lub konkurują w „Milionerach” (wygrałem z moim zespołem!). 

Trudno się dziwić, że ta placówka otrzymywała tytuł najlepszych apartamentów na Korfu, a nawet w Grecji i na Cyprze oraz posiada wyróżnienie „Tripadvisor's Award Certificate Of Excellence”.


Poprzednio odwiedzaliśmy Fez



Ochłody szukaj w medinie

Zwiedzanie Fezu

Maroko to jeden z tych krajów arabskich, do których szczerze zapraszamy. Stosunkowo tu spokojnie, a naprawdę jest co zwiedzać. Byliśmy już kiedyś w Marrakeszu i paru innych miejscach, teraz pora na Fez –  pięknie położone u stóp wzgórz, jedno z „miast cesarskich”.


Fez pałac królewski

Jest ich kilka, a każde o innym charakterze. Oprócz Fezu, otoczony gajami palmowymi słynny Marrakesz, elegancki Rabat i kosmopolityczna, znana z filmu Casablanca. Nazywa się je cesarskimi, bo marokańscy władcy, z tytułem sułtana, lubili przepych i nie skrywali go. Parę razy przenosili stolicę do innego miasta, w którym wznosili pełne rozmachu i przepychu budowle.

Żeby je dzisiaj zwiedzić, najlepiej wybrać się zimą. W lipcu i sierpniu zdarza się, że temperatura powietrza przekracza w Maroku 40 stopni Celsjusza w cieniu. Wogóle przebywanie na słońcu jest niezdrowe, a co dopiero zwiedzanie.

Teraz jest dużo chłodniej, noce  mogą być nawet mroźne, jednak w dzień bardzo rzadko temperatura może spaść do 10 stopni Celsjusza. Dobrze zabrać cieplejsze okrycie. Za to jest dużo mniej turystów, a noclegi są tańsze. Warto, bo Maroko, choć odwiedzane przez dziesiątki tysięcy przyjezdnych z całego świata, wciąż zachowuje swój orientalny klimat.

Gościnna gleba

Miasto, które tym razem odwiedzimy, leży w rozległej, żyznej kotlinie, rozciągającej się między Atlasem Średnim a suchymi wyżynami południowej części Rifu. Region nawadniają wody rzek spływających z gór, jest on niezywkle żyzny, przy sprzyjających temperaturach można tu nawet trzykrotnie zbierać zboże! Stąd i od dawna powstawały tu siedziby ludzkie. To kolebka państwowości. Miasto i region są sercem kraju - w górach, na północ od innego sławnego ośrodka, Meknesu, leży święte miasto Moulay Idriss, w którym pochowano Idrisa I, twórcę pierwszej marokańskiej dynastii panującej oraz założyciela Fezu. W samym Fezie miejsce spoczynku znalazł jego syn, Idris II, rzeczywisty ojciec niezależności muzułmańskiego Maroka , któremu Fez, stolica ówczesnego państwa, zawdzięczał swój rozwój.

Fez atrakcje

Miasto zostało założone w VIII wieku n.e. Rozrosło się błyskawicznie i wspomniany Idris II ustanowił tu w 807 roku pierwszą stolicę. Dwieście lat później miasto było już niekwestionowanym ośrodkiem kulturalnym, religijnym i gospodarczym państwa, do tego ważnym centrum nauk. Rozwijała się tu medycyna, filozofia i nauki matematyczne. Z czasem stało się najważniejszym ośrodkiem naukowym w zachodnim świecie islamu, dystansując Kordobę. To także święte miasto islamu.

Bardzo korzystne było sprowadzenie tu (818 i 825) arabskich emigrantów z najważniejszych ówczesnych centrów kultury islamskiej - Kordoby i Kairuanu. Przynieśli oni ze sobą znajomość wielu rzemiosł, udoskonalili mozaiki, sztukaterię i techniki zdobnicze. Dzięki nim Fez stał się jednym z najważniejszych marokańskich ośrodków rzemiosła. Było tu m.in. 300 młynów, 86 garbarni, 116 farbiarni, 12 zakładów przerabiających miedź i 136 pieców piekarniczych.

W XII i XIII w. Fez liczył kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców i był najludniejszym miastem Maghrebu. Powstały dwa kryte bazary i funduki, czyli zajazdy kupieckie i co ciekawe – aż 93 łaźnie i 42 szalety miejskie z bieżącą wodą.

Rozkwit miasta został nieco przyhamowany przez dynastie Almorawidów i Almohadów. Za ich panowania marokańską stolicą stał się Marrakesz. Mimo tego Fez dalej świetnie sobie radził gospodarczo. Słynął z tkactwa, farbiarstwa, garbarstwa, młynarstwa oraz wysokiego poziomu rzemiosł: szewstwa, siodlarstwa, ceramiki. Od 1550 r. produkowano tu również broń, przede wszystkim artyleryjską. Miasto było ważnym przystankiem na szlaku handlu złotem z Timbuktu. 

Słynął z tolerancji: schronienie znaleźli tu muzułmanie i Żydzi wygnani z Hiszpanii pod koniec XV w., mieszkali w nim też chrześcijanie.

Ślady dumnej przeszłości

Dzisiaj Fez słynie z wielu zabytków, a najważniejszym z nich jest tutejsza medyna, która została wpisana na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Jest ona podzielona na kilka części, a podstawowy jest podział na starszą i młodszą. Ta pierwsza, znacznie większa medyna Fes el-Bali, zawiera najważniejsze zabytki, m.in.: meczet Al-Karawijjin, medresa Abou Inana, mauzoleum Idrisa II. Do niej należy też dzielnica andaluzyjska za rzeką Boukhareb. W młodszej i nie tak interesującej medynie Fes el-Jdid mieści się rozległy kompleks pałacu sułtańskiego, który jako rezydencja króla Maroka nie jest udostępniany do zwiedzania.

To wyjątkowe miejsce, które porównać ją można co najwyżej ze starym miastem w Marrakeszu. Mnóstwo krętych uliczek, często tak wąskich, że z trudnością mijają się w nich dwa osiołki. W tym labiryncie, pośród wiekowych budowli,  meczetów, medres, grobowców lokalnych świętych i mauzoleów przywódców religijnych, życie toczy się jak przed wiekami, bo nawet bez samochodów. Jego rytm wyznacza śpiew muezzina, który zwołuje wiernych pięć razy w ciągu dnia na modlitwę.

Słychać też poganiaczy mułów i osłów, które niosą wory egzotycznych przypraw, kosze ze świeżą miętą, wielbłądzie skóry do garbarni, czasem worki z cementem, a nawet skrzynki z Coca-Colą.

Tu wciąż w maleńkich warsztatach pracują rzemieślnicy, wykonując pewnie fach przekazywany z pokolenia na pokolenie. W herbaciarniach siedzą starsi mężczyźni w galabijach, a kobiety w tradycyjnych strojach udają się na targ, bądź doglądają dzieci. Mówi się, że medyna jest niemal zupełnie samowystarczalna; podobno są mieszkańcy, którzy w życiu nie wyszli poza jej mury. 

Idźcie po znakach

Labirynt na początku niepokoi, ale da się tu pochodzić i bez przewodnika. Trzeba trzymać się oznakowanych turystycznych tras. W tym celu należy zwrócić uwagę na umieszczone wyżej na murach kolorowe gwiazdy, którymi oznakowano sześć szlaków po medynie. Można zacząć np. od  spaceru wzdłuż fragmentu tzw. Tour de Fes. Trasa biegnąca wokół murów liczy blisko 12 km i wiedzie ruchliwymi drogami, a na spacer najlepiej nadaje się jej krótki fragment: od Bab Mahrouk przez bastion Północny do grobów Merynidów.

zwiedzanie Fezu
W Fes el-Bali jest kilka miejsc, które trzeba zobaczyć. Interesująca jest urocza Fontanna Nejjarine z piękną mozaiką, znajdująca się w centrum Place Nejjarine. Niedaleko stoi medresa Attarine, z dachu której można zerknąć na dziedziniec meczetu Al-Karawijjin, do którego wstęp mają jedynie muzułmanie.

Najbardziej chyba znanym i ulubionym przez fotografów miejscem w medinie jest garbarnia Chouarasa, działająca jak w średniowieczu. Turyści na wejściu dostają liście świeżej mięty, które najlepiej przez cały czas trzymać pod nosem, żeby znieść wyjątkowo nieprzyjemny zapach skór nurzanych w moczu. Z dachu garbarni roztacza się widok na kamienne kadzie, w których farbuje się skóry.

Nie da się nie zauważyć też negatwynej strony medyny. To obecnie dzielnica biedoty, żyjącej w ciasnocie, smrodzie - szwankuje kanalizacja (pamiętająca średniowiecze) - i mającej problemy nawet z zaopatrzeniem w wodę.

Zupełnie inaczej jest obok medyny na płaskowyżu gdzie pobudowano Ville Nouvelle („nowe miasto”). To szokujący kontrast. Miasto w typie europejskim, ma szerokie bulwary, eleganckie kamienice i nowe biurowce. To tu od czasów francuskich mieszka miejscowa elita.


Nasza poprzednia wizyta miała miejsce w Bali... europejskim